czwartek, 16 maja 2024 Imieniny obchodzą: Germeriusz, Trzebiemysł, Fidol, Wiktoriana, Wiktorianna, Jan Nepomucen, Ubald, Wiktorian, Andrzej, Szymon
Kaszëbsczi jazëk Polski English Deutsch
01-01-1970 01:00, dodał: Maciej Deling czytano: 876 razy

ATV Integracja 2oo5

Od 30 września przez 3 dni odbywała się na terenie powiatu puckiego impreza turystyczno-przeprawowa na quadach "Błękitny sQUADron - ATV Integracja 2005". W imprezie wzięło udział kilkunastu uczestników z całej Polski. Poniżej przedstawiamy opis imprezy oczami jednego z zawodników (jest on dostępny na forum  www.ATVpolska.pl).

Tytuł : "Okiem uczestnika czyli co się działo na Błekitnym quadronie"

Władek czyli Władysławowo zawsze kojarzył mi się z Zatoką Pucką, morzem i wakacyjnym luzem, tym razem dzięki Michałowi Delingowi mogliśmy zobaczyć kaszubskie krajobrazy z innej perspektywy. W piękny słoneczny sobotni poranek na starcie Rajdu Błękitny Squadron stanęło dziesięć quadów, zapowiadało się ponad dwadzieścia załóg, ale jak to zwykle bywa pewnie trzeba było zostać w domu i liczyć kasę.
Niech żałują ci co nie przyjechali. Trasa początkowo wiodła rozległymi kaszubskimi łąkami które klepały nam siedzenia w rytm kolein.
Podziwialiśmy widok na pustą już tej porze roku Zatokę, skoszone pola i leniwie kręcące się wiatraki. Kiedy już zaczęliśmy się przyzwyczajać do rytmu leniwej przejażdżki pojawiła się pierwsza próba która poruszyła krew w żyłach i dała kopa w postaci zastrzyku adrenaliny – wyrobisko po starej żwirowni. Pieczątkę złośliwi organizatorzy umieścili na stromym zjeździe i ci o słabych nerwach oraz hamulcach musieli się solidnie nagimnastykować by odbić w karcie drogowej upragnioną jedynkę. Pobudzeni ruszyliśmy tropem zaznaczonym na mapie w poszukiwaniu dalszych atrakcji. Następne kilka kilometrów spędziliśmy na podziwianiu Kaszubowa w całej krasie czyli „przez łąki i pola pędzi fasola„
Z powątpiewaniem patrzyliśmy na mapę, czyżby była to wycieczka emerytów? Tylko uśmiech Rafała drugiego organizatora zdradzał co za chwilę się będzie działo. A działo się i to sporo po dojechaniu do wąwozu w którym ukryto aż pięć z dziewięciu prób. Już pierwsza próba wycisnęła siódme poty z drajwerów ATV. Krótko powiązane pieczątki zmuszały do bardzo dokładnej jazdy i wręcz trialowych manewrów. Dzięki temu mogliśmy obejrzeć podwozia w naszych quadach i sprawdzić jakie widoczki mają robaczki kiedy je rozjeżdżamy.
Peleton wyraźnie się rozciągnął, sprawniejsi ruszyli z kopyta a właściwie z czterech kopyt by za chwilkę potaplać się w błotku przy pokonywaniu następnej próby którą tym razem perfidnie umieszczono za olbrzymią kałużą mniamiuśnego błotka. Naoliwieni i wysmarowani borowinowym kompresem zaatakowaliśmy stromy techniczny podjazd trawersując tyłkami na jednej stronie maszyny ryzykując zsunięcie się w przepaść. Wąwóz obfitości tak można w skrócie nazwać to piękne miejsce, każda z prób była wymagająca i każda była inna. Dość powiedzieć że raz udało mi się wywrócić Foremana do góry kółkami a nie byłem jedyny, poleżał na plecach też Bombardier Outlander. Na końcu wąwozu czekała nas niespodzianka w postaci przeprawy linowej. Z bijącym sercem powierzaliśmy w ręce alpinistów nasze rumaki z nadzieją że lina się nie urwie i nie polecą na łeb z wysokości kilku metrów. Ale fachowcy od linowej plątaniny sprawnie przemieszczali drogą lotniczą quady które zadowolone najwidoczniej z takiego obrotu sprawy radośnie kręciły sobie w powietrzu kółeczkami. Znaki na niebie, ziemi i mapie poprowadziły nas dalej pięknym wiekowym starodrzewem do jedynej ponoć w Europie atrakcji stworzonej przez lodowiec czyli Grot Mechowskich. Labirynt korytarzy podświetlonych żarówami stuwatowymi nie wzbudził w quadowej braci zachwytu. Pani przewodnik poradziła by poprosić kamiennego misia o spełnienie marzeń i założę się że misio ma teraz problem skąd wziąć tyle nowych quadów.
Jedynie Zenek chyba zbyt mocno przejęty rajdem szukał w zakamarkach jaskiń misiów i był srodze zawiedziony że nie wyszły do niego. Kilkanaście kilometrów dalej ponownie potaplaliśmy się w bajorku zdobywając następne punkty i kolejne kilogramy błota na sprzętach. Każdy patrząc na mapę myślał jeszcze tylko jedna próba i upragniony obiad. Późnym popołudniem cała nasza grupa ubłoconych do granic przyzwoitości traktorzystów wbiła się do bardzo ekskluzywnej restauracji celem wyjedzenia zapasów z kuchni. Nie wiem jak Michał to załatwił ale nie wyrzucono nas mimo tego, że błoto było wszędzie w całym lokalu. Pyszny obiadek z deserkiem rozleniwił nas i odprężył, mimo trudów uśmiech był na wszystkich twarzach.
Aby sadełko się nie zawiązało organizatorzy wymyślili jeszcze jedną atrakcję – kulę do której wchodziły dwie osoby, przypinały się pasami, a następnie były puszczane w dół jakieś trzysta metrów na łeb na szyję, to cud, że obiad został na swoim miejscu. Tajemnicą dla mnie pozostaje jak Michał i Rafał za 150 zł wpisowego zapewnili dwa noclegi w bardzo fajnym pensjonacie, obiad, ognisko z kiełbaskami i napojami oraz zorganizowali trasę rajdu, ba nawet były nagrody rzeczowe o pucharach, medalach i dyplomach nie wspominając.
Może podzielcie się panowie wiedzą jak to zrobić z resztą organizatorów, bo to rzadko spotykane tak dużo za tak niewiele.
Jeszcze z kronikarskiego obowiązku wymienię zwycięzców:


W klasie 4x4 –

  • 1. Piotr Krajewski Team Extreme Płock Yamaha Grizzly 660
  • 2. Zbigniew Ciemiński Warszawa Honda Foreman 350
  • 3. Krzysztof Wronowski Team Extreme Płock Honda Foreman 450

W klasie 2x4 -

  • 1. Piotr Wójcik Team Extreme Płock Suzuki Z 400

 
Oceń artykuł:
Ten artykuł jest oceniany na
  • 3
Masz swoje zdanie? Przedstaw je! Komentuj zgodnie z Zasadami Opinii.
Więcej różnych opinii i komentarzy znajdziesz na sportowym forum.
 
Redakcja | O nas | Patronat medialny | Reklama | Polityka prywatności | Linki | Kontakt