W niedzielę 29 września zawodnicy Pogoni Lębork udali się do Garczegorza, aby rozegrać mecz IV Ligi z tamtejszymi Aniołami.. Trenerzy obu drużyn nie zaskoczyli specjalnie wystawionymi jedenastkami. W składzie Aniołów zabrakło pauzującego za cztery żółte kartki obrońcy, eks-Pogonisty Łukasza Łapigrowskiego. Zaskoczeniem mogło być ustawienie na jego pozycji na prawej stronie bloku defensywnego ofensywnego bocznego pomocnika Dawida Stefańskiego, a pozostawienie na ławce Tomasza Żółcia. Po odbyciu kar za namiar upomnień do składu wyjściowego wrócili nieobecni w wygranym meczu w Chwaszczynie obrońca Marcin Drzazgowski i pomocnik Marcin Staszczuk. Także wyjściowy skład Pogoni nie był zaskoczeniem.
Wysoka stawka derbowego pojedynku sprawiła, że pierwsze minuty meczu minęły na wzajemnym badaniu. Żadna z drużyn nie chciała się odkryć, ale dobrze wejść w mecz. Gra toczyła się głównie w środkowej strefie boiska. Nieśmiałe akcje zaczepne były neutralizowane przed polem karnym. Było sporo walki, dyscypliny i determinacji w grze obronnej i na pierwszą, wartą odnotowania akcję ofensywną trzeba było czekać kwadrans. Zanim on jednak upłynął sędzia udzielił ustnej reprymendy pomocnikowi Aniołów Markowi Świtale za taktyczny faul na połowie Pogoni, popełniony wobec wychodzącego z piłką Jędrzeja Waczkowskiego. Tego szczęścia nie miał już prawy obrońca Pogoni Szymon Bach, który nie widział innego sposobu, jak faulowanie dynamicznie mijającego go przy bocznej Marcina Maszoty. Zawodnik Pogoni został ukarany za to przewinienie pierwszą żółtą kartką w tym spotkaniu.
Wspomniana pierwsza składna akcja była dziełem Pogoni. Lewoskrzydłowy Arkadiusz Byczkowski złapał na wysokim pressingu Stefańskiego. Zabrał mu piłkę i złamał akcję do środka, skąd zagrał prostopadłe podanie do wychodzącego w tempo za plecy obrońców Jędrzeja Waczkowskiego. 18-letni skrzydłowy w dogodnej sytuacji nie pokusił się o uderzenie, ale jeszcze szukał dogrania. Jego dośrodkowanie było bardzo niedokładne. Pogoń atakowała środkiem i mogło to przynieść efekt w 19 minucie. Szybko rozegrana akcja przed polem karnym Aniołów i Mateusz Wesserling znalazł lukę w ustawieniu obrońców gospodarzy. Piłka trafiła za ich plecy do Byczkowskiego, który miał przed sobą tylko Oleszkiewicza. Skrzydłowy Pogoni zdecydował się na uderzenie po ziemi i na to był przygotowany bramkarz. To była jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza okazja Pogoni w całym spotkaniu.
Anioły wciąż czekały na okazję strzelecką. W 26 minucie kapitan Pogoni i szef defensywy Oskar Jasiński wyszedł z pola karnego, żeby powstrzymać dryblującego Staszczuka. Uczynił to w sposób nieprzepisowy i sędzia podyktował rzut wolny. Świtała uderzył lekko i obok słupka. W 32 minucie grający na lewej stronie pomocy Marcin Maszota w łatwy sposób odebrał piłkę jeszcze na połowie Pogoni wyprowadzającemu akcję Waczkowskiemu. Podciągnął kilkanaście metrów i kąśliwie uderzył na bramkę. Labuda sparował strzał, ale piłka trafiła do czyhającego przy dalszym słupku Grzegorza Smolarka. Z blokiem nie zdążyli obrońcy, Labuda skrócił kąt i Smolarek strzelił z bliska na wiwat.
W 34 minucie miała miejsce sytuacja brzemienna dla losów spotkania. Nieprzemyślany faul Bacha jeszcze na połowie Aniołów skończył się drugą żółtą kartką i Pogoń musiała radzić sobie w dziesięciu. Na pozycję Bacha został cofnięty z pomocy Jakub Żmudzki.
Anioły próbowały swoich szans w ofensywie głównie albo po długich, górnych podaniach z obrony albo po akcjach oskrzydlających, kończonych dośrodkowaniami. Jedno z nich w 36 minucie autorstwa Smolarka zamykał głową Michał Choszcz. Piłka niewiele minęła słupek, jednak Labuda kontrolował jej lot. Przewaga liczebna gospodarzy w tej fazie meczu nie była widoczna. W jedynej minucie doliczonego czasu gry Choszcz sfaulował jednego z najlepszych w szeregach Pogoni Wesserlinga. Poszkodowany sam wykonał rzut wolny, ale jego uderzenie minęła w dużej odległości i mur i poprzeczkę.
Trenerzy Aniołów zostawili w szatni na drugą połowę parę młodzieżowców Choszcza i Adriana Mielewczyka, którzy byli mało widoczni i zamiast nich delegowali na murawę dwóch bardziej ofensywnych zawodników Marcina Pasiekę i Sebastiana Orczyka, którego ligowa praktyka w tym sezonie ograniczyła się do kwadransa gry w Chwaszczynie. Były to jednak dobre posunięcia, bo obaj rozruszali grę z przodu.
Tuż po gwizdku rozpoczynającym drugą część za faul żółtą kartkę zobaczył obrońca Aniołów Marcin Drzazgowski. Właśnie Pasieka i Waczkowski spięli się tuż po rozpoczęciu drugiej połowy i sędzia musiał zdecydowanie wkroczyć między nich. Chwilę później faulował Drzazgowski, ale sędzia oszczędził go i mógł kontynuować grę. W 58 minucie Anioły zaprzepaściły nieźle zapowiadający się kontratak, w którym był moment, że atakowali na dwóch obrońców Pogoni. Zapoczątkował go ze środka Staszczuk. Rozciągnął akcję do lewej strony do Orczyka, a ten podał do Smolarka. Pogoniści zdążyli już wrócić i z przewagi w początkowej fazie już nie wynikło. Chwilę później za brzydki faul na Jakubie Żmudzkim na połowie Pogoni żółtą kartkę zobaczył Orczyk. To jednak zmagający się od dłuższego czasu z urazem mięśnia dwugłowego starszy brat Jakuba Bartosz ucierpiał w jednej z sytuacji i w 65 minucie z konieczności musiał opuścić murawę. Pojawił się na niej 18-letni Paweł Bulczak, który zajął miejsce na prawej obronie.
W 68 minucie Jakub Żmudzki odebrał piłkę w narożniku boiska atakującemu skrzydłem Staszczukowi, ale po odbiorze kopnął pod nogi Stefańskiego. Ten ostatni dorzucił w pole karne, jednak Maszota zamiast próbować uderzenia głową w bramkę, jeszcze szukał dogrania i skończyło się niczym. W 69 minucie Pogoni już się nie upiekło. Po rożnym Świtały powstało zamieszanie w polu karnym, a że jeden z Aniołów przytomnie wycofał piłkę przed pole karne do Pasieki. Ten bez namysłu uderzył bezpośrednio i piłka wpadła w "okienko" bramki Labudy. Szał radości wśród gospodarzy i konsternacja wśród kibiców Pogoni.
W 75 minucie długie, krzyżowe zagranie do Maszoty, który mierzonym uderzeniem z kozłującej piłki pomylił się jakieś dwa metry. Gdyby piłka leciała w światło bramki, mógł być gol. Pogoń starała się szukać jeszcze szansy na odrobienie bramkowej straty, ale jeśli nie udało się to w dziesięciu, to jeszcze trudniej byłoby w dziewięciu. W 80 minucie piłkę blisko środkowej linii otrzymał Orczyk i wykorzystując swój największy atut czyli szybkość, ruszył przez środek. Nie zatrzymał go Bulczak i ostatnią instancją był Wesserling. Nie widząc innego wyjścia faulował rywala tuż przed "szesnastką", za co sędzia wyrzucił go z boiska.
Sytuacja Pogoni stała się beznadziejna. Jeszcze w 83 minucie na boisku pojawił się za Waczkowskiego jedyny ofensywny zawodnik na ławce Miłosz Naczk, który ostatnio także narzekał na kontuzję. W końcówce doszło do spięcia między Maszotą a Byczkowskim. Sytuację sprowokował zawodnik Aniołów, doszło do przepychanki po której Maszota ujrzał żółty kartonik. W 90 minucie z wolnego Mateusz Sychowski wrzucił piłkę w pole karne i niemal trafił w "okienko". Oleszkiewicz dobrą obroną podsumował swój bezbłędny występ w tym meczu. W pierwszej minucie doliczonego czasu Anioły jeszcze raz skontrowały odsłoniętą Pogoń, ale Smolarek w niezłej sytuacji posłał piłkę obok słupka. Na podanie czekał jeszcze Orczyk. Ten ostatni za faul na bramkarzu dostał w 92 minucie drugą żółtą kartkę.
Podsumowując, Pogoń nie musiała przegrać tego meczu, bo grając w pełnym składzie długimi fragmentami robiła lepsze wrażenie. Miała okazję do objęcia prowadzenia, ale nie wykorzystała jej, a usunięcie z boiska Bacha i gra w osłabieniu od 34 minuty kosztowała dużo sił, których zabrakło w końcówce, tym bardziej, że po 11 minutach od straty gola wyleciał jeszcze za akcję ratunkową Wesserling.
Sobiesław Przybylski, trener Pogoni: - Wynik nie oddaje przebiegu meczu, ale taka jest piłka nożna, że wygrywa zespół, który strzeli gola więcej. Piękne uderzenie zawodnika Aniołów sprawiło, że Anioły wygrały mecz. Z przebiegu spotkania nie byliśmy na pewno zespołem słabszym, czy gorszym. Wręcz przeciwnie. Do momentu czerwonej kartki dla Bacha byliśmy zespołem zdecydowanie lepszym. Niewykorzystana okazja Byczkowskiego i ten mecz mógł być zupełnie inny. Nie oceniam pracy sędziów, nie lubię tego robić, ale uważam, że dziś sędzia nas skrzywdził. Czerwona kartka dla Wesserlinga to już była konsekwencja tego, że przeszliśmy na grę trzema z tyłu i goniliśmy wynik. Ale dlaczego nie jest zagwizdany rzut karny i czerwona kartka, kiedy Pendowski fauluje Ilanza? Ilanz wygrał pozycję i był ewidentnie ciągnięty, kiedy był sam na sam z bramkarzem. Faul w polu karnym to karny. Anioły zagrały tak, jak się spodziewałem. Pięcioma w defensywie i długą piłką na Smolarka. Do czerwonej kartki Bacha mieliśmy optyczną przewagę. Gratuluje zawodnikom Aniołów i gramy dalej.
Mariusz Misiak, trener Aniołów: - Początek to badanie z obu stron. Później obrońca Pogoni dostał szybko jedną, w 34 minucie drugą żółtą kartkę i mecz się nam ułożył. Kontrolowaliśmy grę. W drugiej połowie to już nasza dominacja. Pogoń miała jedną sytuację z wolnego, kiedy Oleszkiewicz przeniósł piłkę nad poprzeczką. Zawodnicy Pogoni nie mieli dnia i przegrali 1:0. My mogliśmy jeszcze strzelić drugą i postawilibyśmy kropkę nad i. Maszota sprowokował faul i dostał żółtą kartkę, ale zawodnik Pogoni powinien dostać czerwoną za uderzenie głową. Może główny sędzia tego nie zauważył, ale boczny to widział i sygnalizował. W końcówce nieodpowiedzialne zachowanie Orczyka i będą z tego wyciągnięte konsekwencje.
Anioły Garczegorze - Pogoń Lębork 1:0 (0:0)