Mateusz Bieszke, prezes drugoligowego kobiecego klubu piłkarskiego Checz Gdynia..
Nie ma chyba w Polsce młodszego prezesa. Można by rzec, że Mateusz Bieszke to swoisty ewenement na skalę kraju.
Czy jestem najmłodszym prezesem, tego to ja nie wiem. Zbytnio mnie to nie interesuje. Zastanawia mnie tylko dlaczego ludzie w naszym kraju oceniają człowieka po jego wieku, a nie po tym co robi, co czego dąży i co osiągnął. Jeżeli ktoś uważa mnie na swoisty ewenement to się z tego cieszę, ale ja i tak realizuje swoje założenia. Jeżeli osiągnę to co chce, wtedy będę mógł ocenić siebie, swoją pracę.
TKKF Checz Gdynia założył Twój dziadek? Rozumiem, że działalność w klubie to kultywacja rodzinnej tradycji?
Tak, klub Checz Gdynia został założony przez mojego dziadka. Duży udział przy tym też miała moja babcia, która od pierwszego treningu jaki odbył się 21 kwietnia 1971 roku do dnia dzisiejszego działa w klubie. Piłka nożna kobiet dla naszej rodzinny do hobby, które każde lubi. Gdyby nie cała rodzinna, od dziadków przez rodziców, ciocię, wujka i inne osoby to myślę, że klubu by już dawno nie było. Moja działalność jest kontynuacją czegoś co zaczął mój dziadek i teraz ja chce, żeby Checz znów była doskonałą marką sportową.
Dziadek mianował Ciebie na następcę, czy może sam stwierdziłeś, że funkcja prezesa, to "coś", co chciałbyś w życiu robić?
Od samego urodzenia byłem związany z kobiecą piłką. Ja byłem małym chłopakiem jeździłem na każdy mecz z dziewczynami i tak to się zaczęło. W wieku 16 lat uznałem, że Checz, a w szczególności piłka nożna kobiet to jest mój sposób na życie. To jest moja pasja. Mnie nie interesuje co mi Checz może dać, zaoferować, dla mnie najważniejsze jest to co ja mogę dla niej zrobić.
Kiedy oficjalnie przejąłeś stery w klubie?
Oficjalnie w styczniu 2011 roku. Szybciej już miałem określone zadania w klubie, ale oficjalnie to właśnie półtora roku temu.
Czy funkcja prezesa w piłce kobiecej, to ciężki "kawał chleba"?
Tak. Jest to bardzo trudna rola. Z wielu względów. Piłka nożna kobiet nie jest w Polsce poważnie traktowana, co utrudnia funkcjonowanie. Na pewno bardzo mało jest pieniędzy przeznaczanych na nią, co sprawia że kluby ledwo wiążą koniec z końcem. Nasz klub w porównaniu z innymi ma własną bazę szkoleniową, co daje nam możliwość trenowania w bardzo dobrych warunkach, a większość klubów kobiecych w Polsce boryka się z problemami obiektów treningowych.
Jeżeli ktoś kocha to co robi, to nie widzi żadnych barier, przeciwwskazań, żeby to realizować. Tak właśnie jest w większości kobiecych klubów. Sukcesem nie jest prowadzenie klubu, w którym są pieniądze, zawodnicy, baza treningowa i wszystko rozwinięte na wysokim poziomie, tylko dla mnie jest zbudowania "z gówna", prawdziwego klubu, drużyny i zdobywanie trofeów - wtedy to możemy nazwać sukcesem.
Rozumiem, że swoją przyszłość wiążesz właśnie z futbolem?
Tak. Futbol jest moją pasją i nie zamienię piłki na nic innego.
Masz jakiś cele, który chciałbyś osiągnąć jako prezes TKKF Checz Gdynia?
Zapewne mam jakieś cele. Nie będę tutaj opowiadał o nich. Może w skrócie. Chce osiągnąć tyle co dziadek, może trochę więcej. Marzę o tym, aby wypromować piłkę nożną kobiet jako dyscyplinę, którą będą podziwiać wszyscy. Na mecze będą przychodzili ludzie, rodzinny z małymi dziećmi i oglądali jak "płeć piękna" rozgrywa swoje spotkanie, bez bójek, awantur, wyzwisk. Na pewno chcę stworzyć system szkolenia młodych adeptek piłki nożnej na Pomorzu, który w przyszłości będzie wychowywał zdolne piłkarki na potrzeby klubu.
Jeszcze jest wiele innych, ale to już zostawię dla siebie.
Jak łączysz funkcje klubowe z nauką? Starcza czasu na edukację?
Na wszystko starcza czasu. Wystarczy dobrze ułożony plan pracy dostosowany pod zajęcia na uczelni i wszystko funkcjonuje tak jak powinno.
A co z czasem wolnym? Masz go, znajdujesz chwilę dla dziewczyny, znajomych, przyjaciół?
Gdzieś zawsze znajdzie się czas wolny. Moja praca jest elastyczna więc zawsze chwilka znajdzie się dla dziewczyny, znajomych i przyjaciół, których nie ma za wielu … (śmiech)
Prezes to funkcja trudna i odpowiedzialna, zwłaszcza w piłce kobiecej, gdzie wiele klubów ledwo wiąże koniec z końcem. Nie chciałbyś w przyszłości pracować w piłce męskiej?
Jest to trudna, odpowiedzialna praca, w której pojawią się bardzo dużo problemów. Ja to bardzo lubię i nie chcę zamieniać jej na nic innego. Praca w męskiej piłce, może czemu nie. W przyszłości tak, jeżeli osiągnę z Checzą to, co chcę i będę z tego usatysfakcjonowany, oraz (przede wszystkim) znajdę godnego następne, który będzie kontynuował rodzinną tradycję (może moje dzieci) związana z kobiecą piłką. Kiedy dokładnie tego nie określę, to zależy jak się wszystko poukłada i jak los będzie chciał.
Plan jesienny zakładał walkę o fotel lidera za wszelką cenę, czy może spokojne wyczekanie rywalek i szturm wiosną?
Zakładaliśmy przez sezonem, że po jesienni musimy być w czołówce. Tak jest, osiągnęliśmy to, co zamierzyliśmy na początku. Jesteśmy na 3 miejscu, gdyby nie przełożone spotkanie z Tucholanką Tuchola, to na pewno bylibyśmy liderem. Teraz spokojna zima i na wiosnę zakładamy sobie zdominowanie rozgrywek i pewny awans do I ligi.
W tym sezonie celujecie w I ligę?
Tak. Jest to już kolejny sezon. Myślę, że w tym momencie jesteśmy jak najbardziej na to gotowi. Jest jeszcze kilka szczegółów, które musimy zmienić, ale mamy na to ponad pół roku.
Kto może Wam zagrozić?
Na pewno runda jesienna pokazała, że tylko trzy zespoły liczą się w walce o awans. Victoria Sianów oraz KKP II Bydgoszcz to groźni rywale. W tych spotkaniach będziemy mieli jeden plus, że oba zagramy na własnym boisku.
Nieudany występ w Bydgoszczy i klęska 2:9 to "wypadek przy pracy", czy może oznaka, że piłka kobieca jest bardzo nieprzewidywalna, a końcowy wynik jest zawsze sprawą otwartą?
To na pewno wypadek przy pracy. Nie nastawiliśmy się na to, że na boisko wybiegną piłkarki z Ekstraligi. Kobieca piłka w tym sezonie mocno pokazuje, że jest bardzo nieobliczalna. Wystarczy spojrzeć na wyniki Ekstraligi i od razu widać, że nie można z góry typować faworytów.
Co może być Waszym głównym atutem w walce o awans?
Ambicja. Dodatkowo wykorzystamy przy tym wzmocnienia, które przed rundą wiosenną pojawią się w naszym zespole. Oprócz tego na pewno atut własnego boiska w najtrudniejszych meczach.
Do jakiego typu trenerów zaliczyłbyś siebie? Oaza spokoju, wulkan energii, czy może wszystko po trochu?
Myślę, że wszystkiego po trochu. Spokój oraz energia to wartości, które powinien mieć każdy trener. Na pewno nie jestem osobą, która krzyczy na zespół. Czasem jednak trzeba, ale zespół traktuję jak własną rodzinę.
Skąd pomysł o zostaniu trenerem Checzy Gdynia?
Pomysł wyszedł od dziewczyn. Miałem go wspólnie prowadzić z innym trenerem, ale pewne fakty przed sezonem spowodowały, że prowadzę go sam. Większość osób ocenia moją pracę bardzo pozytywnie i z tego się cieszę. Teraz przede mną tylko ocena mojej półrocznej pracy przez zarząd klubu, mam nadzieję, że będzie ona pozytywna i dalej będę współpracował z zespołem jako trener.
"Trenerka" czy "prezesura", co bardziej Ciebie kręci, sprawia więcej satysfakcji?
Jedno i drugie. Chociaż "trenerka" to praca bardziej emocjonująca. Dopóki jestem w stanie łączyć ten dwie funkcje i na obu się sprawdzać, to nie będę tego zmieniał. Warto dodać w tym miejscu, że na takiej samej zasadzie co ja działa w Unii Racibórz pan Remigiusz Trawiński.