Po siedmiu kolejkach piąta Pogoń i szósta Urania sąsiadowały ze sobą w tabeli, a różnica punktowa na korzyść lęborczan wynosiła trzy punkty. Były zatem przesłanki, żeby oczekiwać przynajmniej w miarę zaciętego meczu. Tymczasem drużyna z Udorpia, dodatkowo podbudowana i opromieniona chwałą pogromcy Czarnych sprzed tygodnia, zupełnie rozczarowała i gdyby tylko zawodnicy Pogoni mieli lepiej ustawione celowniki, goście zabrali by w podróż powrotną większy bagaż goli. W każdym razie gospodarzom bliżej było do kolejnych trafień, niż rywalom do jakiejkolwiek zdobyczy bramkowej, nie mówiąc już o punktowej.
- Przegraliśmy przed przyjazdem do Lęborka. Nie poznawałem moich zawodników. Możemy być słabsi technicznie, taktycznie, ale jak nie ma walki, to nic nie można zrobić. Gratuluję Pogoni i życzę awansu, bo była lepsza pod każdym względem - powiedział trener Uranii Karol Szymlek i te słowa mogą służyć za cały komentarz do niedzielnego meczu.
Poza dwoma sytuacjami na początku drugiej połowy, jeszcze przy minimalnym prowadzeniu gospodarzy, Urania nie zagroziła poważniej bramce Bartosza Kortasa. Stojący w tym meczu między słupkami golkiper Pogoni wrócił do gry po kontuzji odniesionej 23 sierpnia, na inaugurację sezonu z Gryfem. Po sześciu meczach ligowych przerwy nie miał zatem wiele pracy. Vis-a-vis Kortasa Łukasz Król musiał za to nieźle się uwijać, bo jego koledzy na bardzo wiele pozwalali gospodarzom, a i tak musiał sięgać trzykrotnie do siatki. W 6 minucie w roli podającego wystąpił napastnik Kacper Markowski, który wrócił się do środka pola, a w pole karne ruszył Krzysztof Witkowski. Nie blokowany przez obrońcę strzelił wysoko na wiwat. W 13 minucie Markowski otrzymał podanie z głębi pola, ale Król wybiegł do narożnika pola karnego i udaremnił próbę przerzucenia nad nim piłki już do pustej bramki. Odpowiedzią gości były dwa sprytne podania między obrońców a bramkarza, które ten ostatni dwa razy przejął. Dominacja Pogoni przyniosła efekt bramkowy w 17 minucie. Ponownie w roli asystującego wystąpił Markowski i kiedy wydawało się, że obrońca i bramkarz Uranii kontrolują piłkę i Tomasza Kijka, pomocnik Pogoni wykorzystał nieporozumienie i z bliska strzelił swojego pierwszego gola w tym sezonie. Dwie następne okazje przypomniały kibicom, na co "cierpią" najbardziej ich ulubieńcy. W 24 minucie Eliasz Iwosa dokładnym podaniem, otwierającym drogę w pole karne, obsłużył Andrzeja Kołuckiego. Chwała lewemu obrońcy za to, że nie ograniczył się do zadań defensywnych, których nie było i tak zbyt wiele w tym jednostronnym meczu, ale i spróbował swych sił w ataku. Niestety Kołucki, mogąc wybrać wiele różnych wariantów zakończenia z sukcesem tej akcji, nie przyłożył się i strzelił tak nonszalancko, że Król bez większych problemów obronił. Drugiej sytuacji nie wykorzystał Markowski, który minął już bramkarza, ale nie zdążył przed końcową linią strzelić do siatki. W imieniu Uranii odpowiedział Krzysztof Kiełpiński w 32 minucie, kiedy swój drybling zakończył pół górnym uderzeniem obok słupka sprzed "szesnastki". W 34 minucie nad rywalami "zlitował się" Iwosa, kiedy główkując w środku pola, stracił piłkę i goście ruszyli zdecydowanie na bramkę. Kołucki, nie mając innego wyjścia, bo już oglądał plecy Miłosza Augustynowicza, faulował i za to taktyczne przewinienie został ukarany żółtą kartką. Ryszard Mądzelewski strzelił z rzutu wolnego wprost w ręce bramkarza. Trzecią okazją, zmarnowaną w zbyt prosty sposób przez gospodarzy, był sytuacja z 39 minuty, kiedy Przemysław Żurawski odegrał w środku boiska w tempo do Witkowskiego, a ten dynamicznie ruszył, dobiegł do linii pola karnego i strzelił tak lekko, że nie mógł zrobić krzywdy przyjezdnym.
Wymierne w nieprzyjemnych skutkach okazało się dla gości dopiero pojawienie się na murawie Grzegorza Kowalskiego po nieco ponad godzinie. Już minutę po wejściu strzelił zza pola karnego, a bramkarz wprawdzie obronił, ale nie złapał piłki i dopadł do niej Markowski, trafiając do siatki już z parteru. To pierwszy w Lęborku i trzeci w ogóle ligowy gol napastnika sprowadzonego przed sezonem. Jeszcze boleśniej Kowalski dał o sobie znać w 65 minucie, kiedy otrzymał podanie w polu karnym i pierwszy jego strzał został jeszcze zablokowany, ale dobitka przyniosła trzecią bramkę dla Pogoni. To jego premierowe trafienie. W 73 minucie rzut wolny niemal z połowy boiska eks-Pogonista Mądzelewski próbował zamienić na gola, zmniejszającego rozmiary porażki. Pięć minut przed końcem wyborną okazję zaprzepaścił Markowski, kiedy minął obrońcę i mając wiele opcji skutecznego wykończenia, technicznie uderzył w poprzeczkę. Minutę później Daniel Błaszkowski obsłużył dokładnym podaniem Kowalskiego, ale mając przed sobą tylko bramkarza, strzelił w niego. Po chwili to samo powtórzył Kijek.
Po meczu Roman Rubaj, trener Pogoni powiedział: - Trochę obawiałem się tego meczu, bo do Lęborka przyjechał zespół, który tydzień temu pewnie wygrał z liderem i miał być pozytywnie nastawiony. W I połowie piłkarsko, szybkościowo prezentowaliśmy się bardzo dobrze. Ciągle można narzekać na skuteczność, bo przy jedno bramkowym prowadzeniu jest zawsze ryzyko. Na początku II połowy goście mieli dwie sytuacje z których mogły paść bramki, ale dopisało nam szczęście. Dziś byliśmy zdecydowanie lepsi, jestem też zadowolony, że strzeliliśmy więcej niż jedną bramkę, a obrona zachowała czyste konto.
Pogoń Lębork - Urania Udorpie 3:0 (1:0)
Bramki: 1:0 Tomasz Kijek (17), 2:0 Kacper Markowski (63), 3:0 Grzegorz Kowalski (65)
Pogoń: Kortas, Smolarek (72’Błaszkowski), Jasiński, Kultys, Kołucki, Kijek, Witkowski (72 Malek), Iwosa, Żuchowski (89 Michta), Markowski, Żurawski (62 Kowalski).
Urania: Łukasz Król, Dawid Petryszyn, A. Śmigiel (70 Kmiecik), Augustynowicz, Turzyński, Miąskowski, Pituch, Mądzelewski, Gut, Kiełpiński (85 Mateusz Petryszyn), Nogieć (73 Skrzeczyna)
Żółte kartki: Kołucki, Kortas - Pituch, Miąskowski