Rugbistom Ogniwa wystarczyło sił tylko na godzinę derbowego spotkania w Gdańsku. Goście objęli nawet prowadzenie, a do przerwy remisowali 5:5. Ostatecznie niespodzianki nie było, a Lechia triumfowała w zaległy pojedynku ekstraklasy 32:5. Doskonały mecz rozegrał Mariusz Michalak. Popularny "Kiwi" zdobył cztery przyłożenia, czyli akurat tyle ile jest potrzebnych do bonusowego punktu.
Punkty zdobyli: Michalak 20, Kowalewski 5, Rokicki 5, Zwiadadze 2 - Wantoch-Rekowski 5.
LECHIA: Witoszyński, Urbanowicz, Kaszuba (35 Zieliński) - Kowalewski, Jastrząb (65 Sienkiewicz) - Hedesz, Kuźmiński (75 Hałasiewicz), Więciorek - Piszczek (41 Lenartowicz) - Zwiadadze, Michalak, Aszwetia (65 Śliwiński), Rokicki, Czubinidze - Jurkowski.
OGNIWO: D. Plich, Janiec, Mikołajczak - Andruszkiewicz, Lademan - Kamil Węgierski, Rudziks, Wantoch-Rekowski - Kurdelski - Podolski, Elend, Graban, Iwańczuk, M. Plich, Pietryk - Koper.
Ogniwo ma olbrzymie kłopoty kadrowe. Do Gdańska trener Aleksiej Bekow zabrał zaledwie 16 zawodników, a formację ataku uzupełniał zawodnikami, którzy na co dzień grają w młynie. najtrudniejsze zadanie czekało Michała Plicha, który z pozycji filara musiał przekwalifikować się na... skrzydłowego. Co gorsza musiał zagrać naprzeciw doskonale usposobionego dziś Mariusza Michalaka. Każda następna jego akcja punktowa była piękniejsza od poprzedniej. Popularny "Kiwi" mijał rywali niczym tyczki slalomowe z prędkością pociągu InterCity.
- Jeśli tak to wyglądało, to tym bardziej dziękuję za uznanie - skromnie mówił po meczu gdańszczanin. - Ten mecz długo się nam nie układał. Zakładaliśmy bowiem, że wynik ustawimy sobie już w pierwszej połowie. Nie udało się. Dlatego w przerwie trener nam niemal nakopał po tyłkach i zbił po twarzach. Zagroził także, że jeśli nic się nie zmieni, to lepiej, żebyśmy nie schodzili po meczu do szatni - dodał już pół serio pół żartem Michalak.
Lechia od pierwszego gwizdka Tomasza Jarowicza uzyskała optyczną przewagę, ale sopocianie dobrze się bronili. Ponadto w kilku sytuacjach gospodarzy brakowało ostatniego podania. Dwukrotnie blisko celu pogubił się Bakuri Czubinidze, który znacznie gorzej radził sobie na skrzydle niż w środku ataku i dobrze, że trenerzy po pół godziny gry skończyli jego męki i pozwolili się Gruzinowi zamienić rolami z Tomaszem Rokickim. Wyszło to na dobre obu graczom.
W 23. minucie niespodziewanie powodzeniem zakończył się jeden z nielicznych ataków Ogniwa. Akcję formacji młyna przyłożeniem zwieńczył Dariusz Wantoch-Rekowski. Tego zawodnika wyraźnie roznosiła energia, gdyż dwukrotnie miał ochotę sprawdzić się z rywalami na pięści, ale obyło się ostatecznie bez rękoczynów, a i sędzia spojrzał pobłażliwie na te usiłowania, nie wyciągając kartki.
Wynik pierwszej połowy ustalił Michalak. W 31. minucie skrzydłowy złapał zbyt krótki przekop sopocian i nie było siły, aby go zatrzymać. Na przerwę drużyny schodziły z remisem 5:5, gdyż daniel Podolski i Zurabi Zwiadadze nie wykorzystali podwyższeń, a tuż przed końcem tej odsłony Karol Hedesz zagrał zbyt egoistycznie. W akcji, w której na lewym skrzydle Lechia miała praktycznie przewagę liczebną trzech na jednego zawodnik trzeciej linii młyna zamiast oddać piłkę kolegom zdecydował się na zwód do środka, co skończyło się stratą "jaja".
"Do roboty chłopy, biegamy - zachęcał gdańszczan marek Płonka, drugi szkoleniowiec zespołu. - Zajebi... jest - z tym z kolei okrzykiem poklepywał kolegów Marcin Malochwy, który nie może pomóc Ogniwu z powodu kontuzji barku.
Jak bardzo Lechię interesuje nie tyle zwycięstwo, co zdobycie czterech przyłożeń i zainkasowanie bonusowego punktu, pokazały pierwsze minuty po przerwie. Miejscowi zdobyli rzut karny 20 metrów na wprost słupów. Trzy punkty z karnego były pewne, ale zarządzono rozegranie ręką piłki, aby zdobyć przyłożenie. Tym razem się nie udało, ale czym bliżej końca, tym coraz bardziej Ogniwo opadało z sił.
W 50. minucie Michalak po solowej akcji po raz drugi przedarł się przez sopocką defensywę. Jeszcze po godzinie Ogniwo przegrywało "tylko" 5:10 i to goście mieli szanse na bonus. Jednak w końcówce Lechia potroiła swój dorobek! Kolejno przyłożenia zdobywali: Emil Kowalewski (choć tuż przed polem punktowym się poślizgnął), dwukrotnie Michalak i Rokicki. Po czwartym przyłożeniu dla gdańszczan jedyny raz tego dnia z podwyższenia trafił też Zwiadadze.