Po raz pierwszy w tym sezonie koszykarkom Lotosu PKO BP udało się osiągnąć granicę 100 punktów. Tej sztuki gdynianki dokonały w wygranym 100:69 meczu z rewelacyjnie spisującym się beniaminkiem, Uteksem ROW Rybnik. 17 sekund przed końcem owacyjnie przyjęte przez kibiców punkty zdobyła Karolina Ambrosiewicz. Jednak do 14 minuty nic nie zapowiadało efektownego zwycięstwa wicemistrzyń Polski.
Broniący głównie strefą zespół z Rybnika prowadził wtedy 37:30.
- W tym momencie w naszej drużynie wszystko się rozwaliło - przyznał trener Mirosław Orczyk. Ostatnie sześć minut drugiej kwarty Lotos PKO BP wygrał, także dzięki czterem trójkom, aż 23:2. Jedyne w tym okresie punkty dla gości zdobyła Magdalena Skorek.
Najskuteczniejszą zawodniczką gospodyń była Ganna Zarytska, która rzuciła 24 punkty i tym samym dzielnie zastąpiła chorą na anginę Chamique Holdsclaw. Z tego samego powodu w gdyńskiej ekipie nie wystąpiła Patrycja Gulak. Solidnie osłabione przyjechały do Gdyni także rybniczanki. W domu zostały bowiem dwie Amerykanki, Nikita Bell, Jaynetta Saunders. Osamotniona Hollie Merideth, która do 19 punktów dodała 14, czyli połowę zbiórek swojej drużyny, sama nie była w stanie wiele zdziałać.
- Bell przeszła grypę żołądkową i od poniedziałku nie wstawała z łóżka. Nie było sensu zabierać jej na to spotkanie. Z kolei Saunders nabawiła się w środę kontuzji w pucharowym meczu - tłumaczy trener Orczyk.
- Jaynetta zerwała więzadło rzepki. Jesteśmy zmuszeni poszukać w jej miejsce nowej koszykarki - dodał prezes rybnickiego klubu Adam Greczyło.
Trener Lotosu PKO Roman Skrzecz dał tym razem zdecydowanie więcej pograć zmienniczkom. - Dzięki temu podstawowe zawodniczki mogły odpocząć, a poza tym po czwartkowej wygranej z mistrzem Euroligi trudno było zmobilizować je do większego wysiłku - wyjaśnił gdyński szkoleniowiec. - Dublerki zaprezentowały w ataku sporo interesujących zagrań. Inna sprawa, że w obronie nie było widać większego zaangażowania. To jednak wystarczyło, aby zdeklasować Utex. - Ten wynik oddaje różnicę pomiędzy oboma zespołami. Nie chcieliśmy wdawać się z gospodyniami w wybijankę. To był mecz przyjaźni, ale konstruktywnej przyjaźni, w którym obie drużyny mogły przećwiczyć różne warianty gry. Pracowałem w Gdyni przez 5 lat i widzę, po dokonanych trasferach i rezultatach, że ten zespół ma szansę nawiązać do sukcesów ze swoich najlepszych lat - podsumował rybnicki szkoleniowiec.
INFO i FOTO: lotospkobp.pl