W Płocku w dniach 18-20 listopada odbyła się impreza przeprawowa pod nazwą RIVER RIDE. Jak widzimy na zamieszczonym obok zdjęciu z tytułową rzeczką miała wiele wspólnego ;). Nagrodę główną w postaci kompletu kół ITP MudLite 26'' ufundowaną przez firmę ABART i Budimex New York odebrał Rogowski Robert, każde 3 miejsca w 3 klasach były nagrodzone nagrodami rzeczowymi. Jedną z nagród w kategorii 4x4 zainkasował nabardziej zatwardziały fan quadów z naszej bliskiej okolicy - Michał Deling. Jego relację z imprezy zamieszczamy pod wynikami - PRZECZYTAJ KONIECZNIE!
KLASYFIKACJA KOŃCOWA RIVER RIDE :
„ River Raid” na wesoło
W dniach 18-20 listopada w Płocku pod przykrywką imprezy o nazwie „River Raid” miała miejsce próba unicestwienia około 40 quadów.
W sobotę rano gdy w bazie rajdu trwało grzanie silników, w pobliskiej rzeczce bobry właśnie kończyły pogłębianie wilczych dołów na quady. Już w pierwszym niewinnie wyglądającym dołku utopiłem quada po zbiornik, a z pobliskich szuwarów dochodził złowieszczy chichot. Po kilku takich akcjach naszła mnie myśl : "… a może to zakończenie sezonu skuterów wodnych? może wpadłem na niewłaściwą imprezę? Krzysiek - organizator - to maniak skuterów! ale nie, wszak było ze mną jeszcze około 40 maniaków quadów" – uspokajałem się. Kolejne dwa punkty to bardziej wspinaczka niż brodzenie w wodzie. W czasie zjazdu z drugiej górskiej premii udało mi się "rzucić quadem" w ekipę filmową Quadzik.pl – której zresztą bardzo dziękuję za pomoc w postawieniu sprzętu we właściwej pozycji. W czasie jednej z kolejnych przepraw wzdłuż koryta rzeki na zmianę z moim partnerem z drużyny Rafałem wyciągaliśmy się spod wody, tak spod wody nie z wody! Wilcze doły były perfekcyjnie zrobione – bobry szkolone chyba w GROM-ie ;) Zemsta tych pociesznych zwierzątek za mącenie wody, jazgot silników i demolowanie tam była bardzo wyrafinowana i nadzwyczaj skuteczna. Teraz zastanawiam się czy więcej pracował silnik w moim quadzie czy wyciągarka made in China –której zresztą też muszę podziękować za to, że wytrzymała do końca. Sobotni trial (trial-rodzaj wyścigu) przy tym co było już za nami to była przyjemność okraszona kiełbaską z ogniska, serwowaną przez bardzo miłego, lecz surowego sędziego. Po zdobyciu kilku następnych punktów wróciliśmy do bazy na krótki posiłek i dalej na trasę etapu nocnego – który na szczęście przebiegał z dala od osad bobrów gdyż w przeciwnym wypadku nie obyłoby się bez ofiar w sprzęcie i ludziach . Po zaliczeni wszystkich punktów nocnych udało mi się namówić lokalnego trapera Piotrka vel Zeusa, aby wyruszył z nami do mrocznej krainy bobrów w celu zdobycia kilku brakujących mi punktów, za co jestem mu bardzo wdzięczny – sami byśmy tam po zmroku nie pojechali z obawy o własne życie. Po trudach dnia pierwszego pokojówki z hotelu rozebrały nas, niestety nie z pożądania, lecz z przerażenia że chcemy wnieść tony błota do pokoi.
W niedziele oczywiście zaspaliśmy i trzeba było gnać do bazy i szukać organizatorów – ci wspaniałomyślnie przysłali po nas umyślnego i dotarliśmy na czas. Trial wyglądał na prosty lecz chęć zwycięstwa jaka mnie ogarnęła i adrenalina spowodowały, że popełniłem tyle błędów ile tylko można było, na domiar złego pogruchotałem sobie nogę. I tak oto dotarłem do finału rajdu, poturbowany ale żywy i nieoczekiwanie na pudle! Wieczorem narodziła się też nowa świecka tradycja - rzut lodówką Coca Coli, myślę jednak że się nie przyjmie, zbyt perwersyjna .
Mike