To był horror! Już w drugim secie siatkarki Energi Gedanii wygrały na przewagi, a w czwartym miały sześć piłek meczowych, ale musiały grać tie-breaka. Ostatecznie gdańszczanki zwyciężyły po raz pierwszy w tym sezonie w II lidze. Podopieczne Witolda Jagły triumfowały we własnej hali nad Alpatem Gdynia 3:2 (25:13, 29:27, 17:25, 31:33, 16:14).
ENERGA GEDANIA: Bąkowska, Szymańska, Szpak, Kaliszuk, Łozowska, Pasznik, Kwiatkowska (libero) oraz Łysiak, Makar, Wojciechowska, Całka.
Inauguracyjna partia wskazywała na gładką wygraną gospodyń. Marek Patoła prosił o przerwy przy wynikach 3:10 i 12:21, ale nie był w stanie wybić z uderzenia gedanistek. - Z wczorajszego meczu zostały trzy zawodniczki, ale żadna nie gra w wyjściowym składzie - przyznał nam szkoleniowiec Alpatu. W piątek, w lidze juniorek gdynianki ugrały przy Kościuszki w trzech setach zaledwie 24 punkty.
W porównaniu z tamtą grą wśród gospodyń brakowało jedynie Mai Tokarskiej, która otrzymała wolne. Jak się okazało brakowało tej siatkarki na środku bloku. Inna sprawa, że rzadko grano wystawę na środek. Ponadto przez cały mecz trener Jagła zdecydował się grać na dwie rozgrywające, co osłabiło atak ze skrzydeł. Wielokrotnie Tamara Kaliszuk (na zdjęciu) była tutaj osamotniona. Duża liczba piłek kierowanych na tę zawodniczkę sprawiała, że równie często jak punktowała to i się myliła. Ręka drżała jej zwłaszcza w czwartym secie, który mógł być ostatnim.
Drugi set rozpoczął się ponownie od prowadzenia Energi Gedanii. Jednak Alpat wyrównał na 11:11 i uwierzył, że nie musi być tylko dostarczycielem punktów. W gdyńskim ataku podobały się zwłaszcza Luisa Niemc i Karina Antosik. Gdańszczanki prowadziły jeszcze 22:20, ale pierwszą piłkę setową (23:24) miały rywalki. Potem jeszcze raz, gdy wypożyczona do Gdyni gedanistka, Karolina Suwińska popisała się skutecznym atakiem z obejścia, Alpat miał szansę na zakończenie zwycięsko seta. Ostatecznie opór przyjezdnych przełamały punkty Aleksandry Pasznik i Darii Bąkowskiej.
Gedanistki najwyraźniej liczyły, że to tej przegranej Alpat nie zbierze się już do walki. Tymczasem gdynianki trzecią odsłonę gry rozpoczęły od prowadzenia 7:0! Co prawda miejscowe zebrały się, ale przy 5:8 kompletnie stanęły. Rozkojarzył je asowy serwis, który sędzina liniowa uznała za autowy. Zamiast 6:8 zrobiło się 5:9, potem było już coraz gorzej. Zespół Patoły prowadził nawet dwukrotnie różnicą 10 punktów (19:9, 21:11)!
Na sromotną przegraną gdańszczanek zanosiło się także w secie czwartym. Alpat prowadził 15:10, a potem jeszcze 19:16. Energa Gedania wróciła do gry po trzech z rzędu błędach w ataku rywalek. Doszło do szalenie emocjonującej walki na przewagi. W jej trakcie gospodynie miały sześć piłek meczowych!. Dwie pierwsze od stanu 24:22 zostały obronione skutecznymi zbiciami Niemc. Ta też siatkarka zdobyła decydujący, 33. punkt.
Obie drużyny miały zatem po jednym ligowym punkcie. Drugi czekał na triumfatora tie-breaka. Pierwszy zaatakował Alpat, prowadząc 3:1. Trener Jagła odpowiedział wprowadzeniem do gry dwóch rezerwistek Darii Makar i Natalii Całki. Gedanistki zdobyły cztery punkty z rzędu. Zmiana stron boiska następowała przy prowadzeniu Energi Gedanii 8:4, a po chwili po dobrych akcjach Kaliszuk było 12:6. Gdynianki rzuciły się w pościg i... wyrównały na 13:13! Znów były nerwy, ale tym razem gedanistki nie dały sobie wyrwać prowadzenia.
Na 14:13 zaatakowała Kaliszuk, a 15:14 zrobiło się po szczęśliwym zagraniu Makar, która nie straciła głowy, choć libero kiepsko przyjmowała zagrywkę. W kolejnej akcji piłka została wystawiona do Tamary, a ta atakiem po bloku zakończyła mecz. Grzegorz Wróbel, szkoleniowiec pierwszej drużyny pospieszył z prezentem do Pauliny Szpak, która tego dnia miała rocznicę urodzin, ale trener Jagła nie mógł chwalić, a musiał wskazać to co było złego w grze. - Brakowało dobrego przyjęcia. Dlatego rozgrywające rzadko podejmowały ryzyko wystawy na środek siatki - ocenił miejscowy trener.