Za wyjątkiem jedynej sytuacji w 5 min (Zaremba po dobrym podaniu Wiszni sam na sam strzelił w bramkarza), Bałtyk nie grał kompletnie nic.
Nic nie wychodziło z przodu. Mnóstwo niecelnych podań, głupich strat, złych przyjęć piłki, wszystko nie w tempo, o wiele mniej walki i zaangażowania niż zwykle. Aż żal było to wszystko oglądać. Każda akcja gospodarzy śmierdziała utratą gola. A że z tyłu był dramat, wynik jest jaki jest, a mógł być nawet wyższy. Raziła szczególnie wielka chwilami pustka w środku pola.
Pierwsza bramka - dośrodkowanie z lewej strony i Pek głową z 12-14 m po oknie. Niestety, raz że w ogóle doszło do centry, dwa krycie na absolutny radar - Lewis nie sięgnął piłki głową. Boli szczególnie druga bramka, kiedy po nieporozumieniu pomiędzy Budzikiem i Lewisem i przez jakieś dziwne główkowanie tego pierwszego 40 m przed bramką Pek dostał piłkę pod nogi, poszedł sam na sam i strzelił obok Grubego.
Trzecia też nie lepsza. Typ zakręcił dwójką naszych niemal przy linii końcowej boiska i szczurem walnął po długim rogu bez reakcji Grubego.
Czwarta to kolejny babol obrony, typ zupełnie nie obstawiony dostał piłkę na 10 m i tylko mógł zapytać w który róg strzelić.
Bramki: Pek (11, 81), Luliński (88), Renusz (90+3).
Orlęta: Falkowski, Dworniak, Witt, Królik, Gołdyn, Trocki, Celiński, Pek, Kiełb, Szematowicz, Renusz.
Info: baltyk.gdynia.pl